Mroczny Rycerz Powrócił. Powrócił w epickiej bitwie, która zostanie na długo w pamięci wyczynów Nietoperza na dużym ekranie. Ale czy aby na pewno będzie to ostatni romans relacji Batman-Nolana? Jeden z najbardziej oczekiwanych filmów tego roku wszedł do Polskich kin z tygodniowym opóźnieniem, ale czy było warto czekać?
Film praktycznie zaczynamy z uderzenia, czyli od Bana niszczącego samolot. Scenę, którą mogliśmy już widzieć w zwiastunie. Po czym wracamy do sennego Gotham pogrążonego w błogim pokoju. Przemoc została stłumiona, a Mroczny Rycerz usunął się w cień. Bankiecik za bankiecikami i sielanka trwa. Ale pozorny spokój burzy pojawienie się utalentowanej włamywaczki, która okrada nawet Bruce Wayna, czym zaskarbia sobie jego zainteresowanie. Ale to dopiero początek brutalnego przebudzenia Gotham jakie szykuje temu miastu Bane...
Po raz kolejny Christopher Nolan przenosi Nas do miasta nad którym czuwa Mroczy Rycerz. Wszystko czym poprzednie zachwyciły Nas mamy i tutaj. Klimat, kreacje aktorskie, realizm, skupienie się na bólu postaci powodują, że film ogląda się świetnie oraz rusza emocje.
Ktoś może powie, że brak Jokera. Ale Bane go świetnie zastępuje. Może nie jest tak chory, ale narcystycznie konsekwentny w wytyczonych celach. Bane zagrany przez Toma Hardego jest po prostu niezły. W końcu nie zrobiono z niego głupka, a dano mu wiele z jego historii, czyli osoby bardzo inteligentnej. Widać, że aktor odrobił lekcję wiedzy o Banie przez co jego postać staje się wyrazista i przekonywująca. Nolan nie stara się zrobić z niego nad człowieka, tak samo jak z Batmana, ale i tak daje mu ponadprzeciętne umiejętności. Niestety Bane nie był nigdy w etymologii komiksów zbyt wyrazistą postacią jak Joker i pewnie dlatego nie będzie tak pamiętany jak ten drugi, ponieważ szaleństwo niż wyrachowanie lepiej sprzedaje się w dzisiejszymi świecie.
Zmysłowa, pociągająca, seksowna, uwodzicielska, nietuzinkowa, obłędna, genialna to tylko kilka słów i o kilka za mało jakie możemy powiedzieć o Anne Hathaway, która zagrała tutaj Kobietę Kot. Lepszej Cat Women nie było w historii kina, bo choć jej poprzedniczki próbowały zmysłowo naśladować kocie ruchy to Anny z Nolanem stworzyli coś nowego, co bardziej przemawia do widza aniżeli nienaturalne ruchy. Nie można jej odmówić także kunsztu rozdzielenia obu swoich wcieleń. Chociaż jest genialną włamywaczka oraz złodziejka to do mnie trafiła jej wcielenie jako Seliny Kyle. Urokliwa dziewczynka, która z pozoru wydawałaby się ucieleśnieniem pragnień każdego mężczyzny w ułamku potrafi zmienić się diametralnie. Jej dialogi z Waynem są dopracowane w każdym detalu. Nie ma w nich tylko wymiany informacji, ale napięcie, humor, seks, a także nieokiełznane pragnienia duszy i nieskrywana wzajemna fascynacja.
Drugoplanowa rola Alfreda rzeczywiście jest perfekcyjnie oddana, ale tego mogliśmy być już pewni po poprzednich dwóch częściach. Można polemizować o doborze aktorów do roli, ale ta rola została perfekcyjnie zrealizowana. Ale nie Alfred robi w tym filmie największe wrażenie, choć sam jest idealną kopią postacią Alfreda z komiksów jak i literatury. Mamy tutaj genialny przykład jak aktor, którego w filmie widzimy parę minut chwyta każdego za serce swoja grą.
A Bale jako Batman jest po prostu w swoim żywiole. Zagrał na swoimi przyzwoitym poziomie. Pamiętam historię jak przygotowywał się do roli tak dokładnie iż modulował swój głos tak dokładnie iż później o mało go nie stracił. O aktorze świadczy jak bardzo przyłożył się do roli, a skoro jesteś gotowy poświęcić głos aby stać się realistyczny to skala bez porównania. Bale od samego początku idealnie pasował do skrytego miliardera, który w samotności przywdziewa strój, aby zmieniać anonimowo świat. Nie zmienia to oczywiście faktu, że kreacja aktorskie u Nolana są na bardzo wysokim poziomie.
Razi mnie natomiast troszkę pogmatwanie faktów, chociaż na potrzeby filmu troszkę się nie dziwie. Nolan nie mógł pokazać jak Bane łamie doszczętnie kręgosłupa Batmanowi, bo przecież nie możliwy byłby Jego szybki powrót. Zresztą nie ma co ukrywać, że film oglądać będą również dzieci i dlatego nie mogli za bardzo okaleczyć głównego bohatera. Tak samo jak pierwszy pojedynek Batmana i Bana w którym Mroczny Rycerz praktycznie atakuje jakby wiatr. Jego ciosy albo nie dochodzą albo są jak kąsanie komara. Inna sprawa jest troszkę pogmatwana sprawa z "Ligą Cieni", ale przez to film jest mniej przewidywalny i tylko zaskakuje do samego końca. Zagmatwana jest sprawa z przesyceniem wielu aspektów ideologicznych, religijnych oraz mitologicznych. Niekiedy wydaje się, że aktorzy sami się gubią w wszystkich terminologiach jakie powinni przekazać, a co jest nie do końca udane, bo jest tego za dużo w różnych kombinacjach.
Epickie zakończenie historii Mrocznego Rycerza miało być jednoznaczne dla widza iż Nolan nie będzie już romansował z Nietoperzem w roli superbohatera. Natomiast widz wychodząc z kina zastanawia się czy oby na pewno nie będzie kolejnej części. Reżyser w sumie zostawił sobie furtkę na kolejną część, chociaż musiałby wiele naciągnąć w fabule. Ale już nie takie naciąganie widzowie wiedzieli i nic ich już nie zdziwi.