Strasznie nerwowa się zrobiłaś
Rozumiem, gdy brakuje argumentów, trzeba dać upust frustracji. Nie żałuj sobie.
Dalej nie ma to kompletnie żadnego związku z tematem. Moja sytuacja prywatna ma się nijak do tego czy popieram aborcję czy nie, a już zwłaszcza do niespójności partii z której szydziłaś.
Odpowiedzi się absolutnie nie wstydzę, mogę jej udzielić, ale nie sądź, że pozwolę Ci odejść w ten sposób od tematu głównego.
Mam dzieci - zero.
Planowaliśmy, moja piękna żona poroniła, dajemy sobie trochę wolnego. Co nie zmienia faktu, że oczywiście mieć koniecznie chcemy.
Przynajmniej dwójkę.
Rozumiem, mam nadzieję że z żoną wszystko dobrze, to bardzo przykre.
Jednak wolicie mieć swoje dzieci, prawda?
Widzisz Black, twoja sytuacja prywatna nijak się ma do tego, ale tak to, generalnie i niestety, działa.
Sam zacząłeś temat legalnej aborcji, więc odpowiadam.
Mój pierwszy szef zatrudniał do prostych prac jako pomoc kuchenna, zmywak czy sprzątanie dzieciaki z lokalnego domu dziecka, żeby mogły się jakkolwiek usamodzielnić. Przez trzy lata mojej pracy tam poznałam takich osób kilkadziesiąt.
Przez całe życie natomiast poznałam jedną, która adoptowała dziecko (jest niewielka szansa, że kiedyś to przeczyta - także pozdrawiam serdecznie).
Wiesz ile razy usłyszałam od tych osób przy nocnych pogaduszkach, że wolałyby się nie urodzić?
To okrutne o sobie myśleć w ten sposób, ale tak było.
Osoby, które wychowały się w rodzinie nigdy tego nie zrozumieją, nigdy nawet nie będą blisko wejścia w rolę takiej osoby.
Od początku niekochanej, od początku niechcianej, często szydzonej, bez perspektyw i odrobiny prywatności.
Zabraniamy adopcji dzieci przez związki jednopłciowe, tłumacząc to głównie troską o dziecko i jego zdrowie psychiczne, jednocześnie broniąc rozwój domów dziecka, z których dzieci wcale nie są traktowane przez rówieśników lepiej. Bo nie mają markowych ubrań, bo nie mają super telefonu, bo mogą wyjść w konkretnych godzinach, bo nie mają mamusi i tatusia, którzy dadzą pieniądze na kino.
Teraz szybkie googlowanie:
W 2021 roku w Polsce 1,9 mln samotnych matek opiekowało się dziećmi, czyli 265,6 tys. mniej niż dziesięć lat wcześniej (spadek o 12,2%). Samotne matki stanowią 18,8% wszystkich rodzin w Polsce. Samotnych ojców w Polsce było 385,7 tys.
Nadmienię w tym punkcie, że kobiety nie są wiatropylne i do tanga trzeba dwojga. A argument przeciw legalnej aborcji? Było się nie puszczać.
Kim trzeba być, żeby założyć, że te 2mln kobiet dało dupy w kiblu na dyskotece?
Żadna antykoncepcja ponadto nie gwarantuje 100% skuteczności, kobiety nie mogą też legalnie w Polsce się podwiązać, utrudniliśmy też dostęp do antykoncepcji awaryjnej.
A jakie jest wsparcie dla samotnych matek ze strony państwa? Ja byłam przez większość swojego życia wychowywana przez samotną matkę (uprzedzając złośliwości- urodziłam się dwa lata po ślubie rodziców i byłam dzieckiem planowanym).
W konsekwencji czego mama poświęciła mi całe swoje życie, pracując długie lata na dwa etaty i przepłacając to zdrowiem.
Nigdy od państwa nie dostała ani złotówki.
Nie możemy zakładać, że każda kobieta, która chce dokonać aborcji się puściła i traktuje to jako środek antykoncepcji.
Sytuacje w życiu są różne, może być takim powodem chociażby nagła śmierć partnera, nagła utrata zdrowia, znaczne pogorszenie sytuacji finansowej i sprawy, o których nawet nie mamy pojęcia, dopóki nam się nie przytrafią.
Nasze poglądy nie powinny wpływać na życie innych i jako taka aborcja jest bardzo humanitarna. Usunięty płód nie będzie czół bólu, nie urodzi się od początku będąc niechcianym i damy wybór kobiecie, która w przyszłości, w innym momencie może się zdecydować na dziecko bez zrujnowania sobie życia.
Rozumiem, że argument człowieczeństwa jest ważny, ale tak jak pisałam wspieram naukę i badania, a granica została właśnie ustalona na ich podstawie.
Jeżeli odchodzimy od nauki i badań to należałoby wierzyć twierdzeniom Brauna, o biednych duszyczkach niczym w Oświęcimiu znikających w odpływie po tym jak sobie zwalicie konia pod prysznicem.
Kobieta nie jest i nie powinna być traktowana jak inkubator. Dziecko to decyzja na całe życie, a nie decyzja o tym, co zjemy na obiad. I tak, sytuacje są różne.
Jestem tak jak pisałam za kompromisem aborcyjnym, bo to jest konieczne minimum w cywilizowanym państwie. Rodzenie chorych dzieci? Szczyt egoizmu.
I mimo tego, że nie dokonałabym aborcji to będę z tym ok, gdy ustawa o legalizacji przejdzie. Nie mi decydować o losach innych kobiet- tych które już się urodziły, które czują i mają uczucia i będą mogły dalej rodzić dzieci chciane i kochane.