kiedyś się czuło niewyobrażalne emocje i drżenie pupy na pierwsze przejęcie wioski, a teraz to wszystko jakieś takie.. nie wiem....
co się dziwić że graczy coraz mniej jak większość kończy w psychiatryku albo skacze z okna albo robi sobie dwójkę dzieci i grzęźnie przez resztę życia w związku z przyzwyczajenia bez miłości. nie leczcie skutku (sprowadzając do gry nowych graczy, nieświadomych piekła które zaciera sobie na nich rogi.)
leczcie przyczynę - podnosząc stopę życiową przeciętnego gracza plemion. Plemiona - Mrożąca krew w żyłach symfonia rozpaczy i chaosu w której nasiona przemocy pod postacią "niewinnych" przepychanek pomiędzy dwoma lub więcej plemionami owocują depresją i smutkiem. Na tej niewybaczającej błędów arenie wiosek nadzieja jest kruchym, gasnącym żarem, tłumionym przez niespokojne wiatry dnia jutrzejszego. Jest to gra przeglądarkowa, w której szczęk mieczy i zawodzenie rozwalonych offów tworzą nawiedzające requiem, odbijające się złowrogą czkawką podczas niedzielnego obiadu przeciętnego gracza plemion, zjedzonego samotnie przed zionącą zdigitalizowanym piekłem ramą monitora. Nawet po wyłączeniu plemion i zajęciu się sprawami życia codziennego słyszy się czasami cichy lament tych, których dusze uwięzione zostały na froncie wiecznej wojny przez radę plemienia, która ludzkie życia traktuje jak kupę łajna - tego przerzucić, tamtego rozebrać, innemu dać się pożywić padliną po rozebranym graczu. Im więcej kto duszy zaofiaruje radnemu, tym większą moc otrzyma w grze. Ale jakim kosztem? I czy te koszta są odwracalne? Czy cokolwiek, kiedykolwiek było odwracalne?
kołowrót się zaciął