II. Świat i człowiek w nim
Wedle obliczeń antropologów człowiek, jako istota rozumna i tym się różniąca od innych ssaków, wyłonił się ze świata zwierzęcego mniej więcej 500 000 lat temu. Pół miliona lat istnienia ludzkości na ziemi daje nam, licząc po trzy pokolenia na stulecie, 15 000 pokoleń.
Olbrzymia większość tych pokoleń przeszła przez życie prawie bezszelestnie, niczym niemal istnienia swego nie zaznaczając.
Jeśli zakładamy, że celem człowieka na ziemi jest ciągły postęp, duchowy i materialny, to przyznać trzeba, że cel ten ludzkość realizuje bardzo wolno, z wielkim ociąganiem się, z małym nakładem wysiłku, a z jeszcze mniejszym zapałem.
Nie ustawiczny marsz naprzód, ale przeciwnie, stanie w miejscu, a często cofanie się, - nie wytężona twórczość, ale przeciwnie beztwórcza wegetacja i zastój zdają się stanowić przeważające tło dziejów ludzkich.
Ze swego na pół miliona lat obliczonego pobytu na kuli ziemskiej aż 85% spędził człowiek w stanie zupełnej dzikości. W wykopaliskach z czasów należących do zaawansowanej już epoki kamienia łupanego, jedne i te same typy siekiery krzemiennej powtarzają się z jednostajną regularnością na przestrzeni 100 - 200 tysięcy lat. Znaczy to, że na tak długiej przestrzeni czasu technika produkcji jednego z najważniejszych narzędzi człowieka nie postąpiła wcale naprzód.
Pierwsze chomąto w postaci zwykłej pętli, która zaciskała się wokół szyi zwierzęcia pociągowego tym silniej im silniej ono ciągnęło, zjawia się wśród wynalazków człowieka gdzieś na trzy tysiące lat przed Chr.: męczarniom konia roboczego, duszącego się w takiej pętli, przyglądał się jego pan bezradnie przez cztery tysiąclecia prawie, nim dopiero około 9 w. po Chr. wynalezione zostało sztywne luźne, chomąto końskie w jego dzisiejszej postaci.
Bardzo późno, bo zaledwie 10 000 tysięcy lat temu człowiek przestał żyć życiem pasożyta na otaczającej go przyrodzie, jął się uprawy ziemi i hodowli zwierząt, począł gospodarzyć wytwórczo. Nasza dzisiejsza cywilizacja, z której tak dumni jesteśmy, nie liczy sobie więcej jak 5 000 lat; narodziła się wraz z powstaniem pierwszych miast i wynalezieniem pisma. Ale do dziś żyją na świecie, Europy nie wyłączając, nie dziesiątki lecz setki milionów ludzi, dla których umiejętność czytania i pisania pozostaje wciąż tajemnicą.
Stopa życiowa klasy robotniczej w szeregu krajów dziś, w wieku XX, nie wydaje się wyższą od tej jaką posiadali robotnicy zatrudniani przez faraonów w starożytnym Egipcie, w okresach jego świetności. Europa dopiero w XIX w. nauczyła się budować drogi lepiej niż to czynili Rzymianie dwa tysiące lat temu.
Wygląd zaś i rodowód wierzeń religijnych, etyki, moralności, ideałów ogólnych dzisiejszego Europejczyka przywodzi na pamięć smętne powiedzenie, iż nic nowego pod słońcem, iż wszystko to, lub prawie wszystko już gdzieś kiedyś było, może nawet w lepszym gatunku.
Dowodzi to jednego, a mianowicie, że postęp ludzkości nie jest zjawiskiem trwałym, że nie ma w sobie nic z lawiny, co raz wyzwolona, toczy się niepowstrzymanie naprzód swoim własnym rozpędem.
W pierwszej połowie trzeciego tysiąclecia przed Chr. wykwitły w trzech miejscach globu ziemskiego trzy wielkie cywilizacje - w Mezopotamii (Sumer), w Egipcie (Stare Królewstwo) i w dolinie rzeki Indus (Staro-Hinduska). Ta ostatnia zginęła niemal bez śladu, dwie pierwsze, po kilku wiekach istnienia, upadły również.
W zastoju w jakim ugrzęzła, dźwiga się ludzkość dopiero w następnym tysiącleciu, kiedy na gruzach dawnych powstają nowe ośrodki cywilizacyjne - Asyria, Babilon, Egipt Nowo-Królewski.
I znów te osiągnięcia ludzkiego postępu toną w powrotnej fali tak samo ludzkiego zdziczenia i zacofania, jaka zalewa ówczesny świat cywilizowany około r. 1,200 przed Chr. Ten sam los spotyka piękną cywilizację Kreteńską i późniejszą od niej Myceńską w Grecji przedklasycznej. Na następny wybuch człowieczej energii twórczej czekać trzeba będzie jeszcze długie wieki. Łączymy go w historii z imieniem klasycznej Hellady, szczytowy okres rozwoju której przypada na wiek 5 przed Chr.
Z tym co wówczas i w paru wiekach następnych stworzyli Grecy, a przejęli i upowszechnili Rzymianie, nie może się równać nic, aż do czasów Reformacji w Europie w XVI wieku naszej ery.
Kultura grecko-rzymska, nim dobiegła swego kresu i rozłożona wewnętrznie stała się łupem barbarzyńców z północy, przetrwała tysiąc lat. Ale tyleż samo trwał niż cywilizacyjny, w jaki zapadła Europa, gdy runął Rzym, a nastały potem Wieki Ciemnoty.
Wygląda tak, jak gdyby za każde wyzwolenie się z więzów swej własnej wegetacji płacić musiał człowiek wiekami tym większego poniżenia. Wielkość w dziejach rzadkim jest, niestety, zjawiskiem.
Jakież są prawa wyłaniania się wielkości w dziejach, i jakie prawa jej upadku?
Zachowując należyty szacunek dla najnowszych poglądów nauki na istotę materii, możemy z pożytkiem przypomnieć, że wszechświat, jest to materia nieorganiczna, materia organiczna i człowiek. Cechą materii nieorganicznej jest stała dążność do rozładowania się - entropia. Woda wyparowuje, skała kruszeje, ciepło wypromieniowuje, itp. Dążność do rozkładania się leży w naturze wszelkiej martwej materii. Inne są cechy charakterystyczne materii organicznej. Tu, w świecie biologii, regułą dominującą jest pęd do utrzymania gatunku, plenienie się. Jest to świat flory i fauny. Człowiek w nim, pod względem swych fizycznych właściwości ssaka, niczym się jeszcze nie wyróżnia, jest taką samą materią i jej prawom podlega. Powiedzenie, że okaz ludzki oprócz materii składa się ponadto z ducha, nie określa nam jeszcze istoty człowieczeństwa. Pod względem swych treści duch ludzki może być czymś bardzo różnym, może ukonstytuować się jako postawa wegetacji, czyli nic innego jak refleks niematerialny fizycznej, materialnej połowy człowieka i zachodzących w niej procesów.
W tym wypadku pomiędzy materią a duchem nie ma walki, jest harmonia rytmu wegetacji, na który zestrojone zostało całe jestestwo człowieka. Zakłócenie tej wegetacyjnej harmonii następuje dopiero wówczas, gdy duchowość ludzką, skrystalizowaną w postawę heroiczną, znamionuje wola podporządkowania sobie materii, tej na zewnątrz, i tej której częścią jest człowiek sam.
Dopiero postawa heroiczna wobec bytu, bój o władztwo ducha nad materią sprawia, że w człowieku jest coś, co go wynosi nieskończenie ponad otaczające go żywioły świata zwierzęcego, roślinnego i materii nieorganicznej. Tak jak wobec materii martwej "nienaturalnym" jest właściwy materii organicznej pęd do utrzymania gatunku, tak samo "nienaturalną" w stosunku do świata materii organicznej i jej praw jest heroiczna postawa człowieka wobec życia.
Ona dopiero stanowi o istocie człowieczeństwa i ona zakreśla dystans pomiędzy istotą ludzką, a materią.
Wyobraźmy sobie przez chwilę brak postawy heroicznej w człowieku. Wówczas obraz ludzki przedstawi się nam jako niezmącone niczym trwanie milionów ciał, przychodzących na świat, żyjących życiem ssaków i następnie, wraz ze śmiercią, ginących bez śladu i znaku w bezmiarze materii. Stopień natężenia takiego życia regulowany jest pulsowaniem krwi, krążącej jednostajnie w milionach owych ciał. Poza zwierzęcą czysto walką o trwanie, o lepszy kawałek kości, o samicę, nie ma tu miejsca na jakiekolwiek władcze namiętności, twórcze dążenie i ambicje.
Wszystko jest uciszone, dostosowane do ogólnego rytmu trwania, li tylko dla trwania. W rytm ten zostaje włączona i duchowość człowieka, w której brak pozamaterialnych, ponadwegetacyjnych impulsów, wyrazić się ona przeto musi w liryce trawienia. Powstaje system duchowy, będący wiernym odbiciem panującego tła wegetacji.
Ustrojona w szaty pojęciowe, wyidealizowana, wegetacja zostaje podniesiona do rzędu normy najwyższej, uzasadniającej w sposób jedyny i najdoskonalszy cel i sens istnienia. Ten cel i sens istnienia zasadza się na trwaniu. Mijają wieki, nic się tu nie zmienia.
Krańcowo inaczej jest, gdy w człowieku dochodzi do głosu postawa heroiczna. Rozsadza ona więzy wegetacji. Postawa heroiczna wyraża się w woli człowieka opanowania świata zewnętrznego, urobienia go według własnego wzorca. W tym stosunku: świat zewnętrzny - człowiek heroiczny, ten ostatni jest podmiotem, reszta - przedmiotem jego działania.
Przy takim ujęciu roli człowieka celem i treścią jego życia staje się nieustanna, wytężona twórczość. Walka z bezwładem materii, pokonywanie oporów brył fizycznych i ludzkich, ciągłe doskonalenie samego siebie jest radością życia człowieka heroicznego, celem jedynie godnym człowieczeństwa.
Tam, gdzie heroicznie pojmowanie życia staje się normą zbiorowości, tam zaczyna się rozwój, postęp, tam tworzą się dzieje.
Przeciwnie, tam gdzie życiu zbiorowości nadaje ton wola wegetacji, tam postępu nie ma, jest marazm, zastój, tam mamy bezdzieje.
Zarówno heroiczne jak i wegetatywne ustosunkowanie się do życia mieścić się może w jednej i tej samej piersi człowieczej. Zwycięskim może być tylko jedno. Od czego to zależy, jakie warunki muszą zaistnieć, żeby wydobyta z głębin ducha ludzkiego postawa heroiczna mogła się przejawić w skali dziejowej, stać się motorem godnej siebie kultury i cywilizacji?
Od dania sobie właściwej odpowiedzi na to pytanie zależeć będzie nasza zdolność zrozumienia przyczyn upadku dziejowego Polski, - zależeć będzie nasza zdolność ujrzenia dróg wyjścia.